Jakiś czas temu na stronie internetowej jednej z ogólnopolskich gazet opublikowano moje stanowisko w zakresie niedopuszczalności łamania praw człowieka i obywatela na granicy polsko-białoruskiej. Tekst wystąpienia zamieszczam poniżej. Obecnie na granicy toczy się wojna hybrydowa nowego typu. Można zakładać, że teren ten stanie się gorzejącą raną a białoruski reżim – inspirowany z Kremla – będzie zainteresowany podsycaniem konfliktu. Pojawiają się pierwsze skutki konfliktu amerykańsko-chińskiego. USA skracają front, wycofują się z Europy Środkowej a rewizjonistyczna Rosja testuje możliwości odbudowania strefy wpływów po ZSRR. Powoli kończy się bell epoque. NATO czyli USA et consortes nie ma w Europie Środkowej infrastruktury dla udzielenia jej efektywnej pomocy wojskowej. Poza tym USA w tej części świata nie ma już interesów geostrategicznych. Ile ta część Europy jest warta dla USA? Obawiam się, że nie więcej niż nie tak dawno temu w Jałcie. Zatem nie ulega wątpliwości, że obrona granic Polski przed agresją jest niezbędna. Czy zmieniłem zdanie? Nie. Czy jestem „ruskim trollem”? Nie. Czy jestem pożytecznym idiotą? Nie sądzę. Należy odróżnić obronę granic przed jej nielegalnym sforsowaniem przez agresywny tłum od postępowania wobec kobiet i dzieci. Moralność nie powinna być relatywizowana. Czym innym jest obrona granicy przed agresywnymi grupami młodych mężczyzn a czym innym wepchnięcie do lasu rodziny z dziećmi. Humanitarna twarz Polski nie oznaczałaby jej słabości ani zachęty do szturmu jej granic. Przeciwnie pokazywałaby jej wielkość. Udzielenie pomocy dzieciom nie oznacza, że ich rodzinom nie można odmówić azylu, nie można ich w cywilizowanych warunkach deportować do kraju pochodzenia. Powstrzymanie chętnych rodzin do wyjazdu powinno nastąpić przez ofensywę informacyjną w miejscach werbunkowych.

 

Poniżej mój tekst z 3 października 2021.

 

„Czwarta Rzeczpospolita” w Michałowie przy granicy z Białorusią właśnie zapisuje karty hańby swojej historii. Rodziny migrantów z dziećmi są siłowo zawracane przez polskie służby za granicę polsko – białoruską. Stosuje się wobec nich tzw. procedurę wypychania. Nie udziela się im pomocy, odmawia schronienia. Przy czym nie wchodzi tu w grę kwestia stałego osiedlenia się migrantów w Polsce. Chodzi tylko o kwestię doraźnej pomocy potrzebującym.

 

Być może owi „obcy” na granicy wschodniej (obojętnie jak ich nazwiemy: uchodźcy czy migranci zarobkowi) są cynicznym elementem testowania sprawności państwa polskiego ze strony duetu Putin – Łukaszenka. Być może są narzędziem w nowej postaci wojny XXI wieku, która toczy się poniżej progu starcia kinetycznego, w rozumieniu art. 5 Paktu NATO. Być może rodzice tych dzieci dopuszczają się – w ocenie władzy wykonawczej – uporczywego naruszenia prawa polskiego. Być może ta grupa na granicy to dopiero czubek góry lodowej problemu sterowanej migracji, która nas czeka. Niemniej wszystko to razem wzięte nawet w najmniejszym stopniu nie uzasadnia faktu takiego postępowania wobec dzieci i ich rodzin.

 

Przypomnieć należy, że zgodnie z art. 72 ust. 1 zd. 1 Konstytucji Rzeczpospolita Polska zapewnia ochronę praw dziecka. Żeby nie było wątpliwości: każdego dziecka. Co więcej, „każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją” (art. 72 ust. 1 zd. 2 Konstytucji). Autorom Konstytucji zabrakło wyobraźni, że przemoc i okrucieństwo wobec dzieci (bo jak traktować siłowe wypychanie rodzin migrantów z Polski?) może być wynikiem działania władzy publicznej. Rzeczpospolita Polska jest stroną Konwencji o Prawach Dziecka z dnia 20 listopada 1989 roku. Jej postanowienia stanowczo wykluczają praktyki wypychania rodzin z dziećmi z terenu Rzeczypospolitej nawet jeżeli znalazłyby się na jej terenie zupełnie nielegalnie.

 

Oprócz norm prawnych pozostaje jeszcze ludzka przyzwoitość. Państwo, w którego historii m.in. jego najmłodsi obywatele doświadczyli piekła Holokaustu, przymusowego odbierania dzieci rodzicom (czego symbolem są dzieci Zamojszczyzny), przymusowych wywózek na Nieludzką Ziemię, nigdy nie powinno relatywizować moralności. Tymczasem tak się dzieje. Nie mogę uwierzyć, że dożyłem czasów, kiedy władza publiczna oficjalnie, bez cienia zażenowania, podaje informację o domniemanej zoofilii, pedofilii, podejrzeniu o terroryzm migrantów. Przecież to oczywista i prymitywna manipulacja, klasyczny zabieg dehumanizacji mający przykryć ekscesy państwa w stosunku do praw dziecka i praw człowieka. W ciszy stanu wyjątkowego. Czy „Czwarta Rzeczpospolita” jest tak słaba, że położy na szali życie i zdrowie „obcych” dzieci, bo jej służby nie są zdolne odróżnić ziaren od plew?

 

Usłyszałem konstytucyjnego ministra mówiącego w Sejmie, że wschodnia granica Rzeczypospolitej ma być „twarda”. Czy minister mówił o tym w kontekście wyniku gry wojennej w przypadku najazdu na Rzeczpospolitą armii ze Wschodu? Nie. Była to wypowiedź w odniesieniu m.in. do problemu kobiet i dzieci.

 

Przeciwko jakimkolwiek formom przemocy i okrucieństwu władzy państwowej wobec dzieci i ich rodzin przemawia najprostsza ludzka przyzwoitość. Państwo ma odpowiednią infrastrukturę dla udzielenia instytucjonalnej pomocy rodzinom migrantów. Nie powinno się przy tym formułować w przestrzeni publicznej demagogicznego pytania : „czy Ty przyjąłbyś do swojego domu migranta?”. Wszak nie jest to obowiązek pojedynczego obywatela ale powinność aparatu państwa. Aksjologiczną podstawą dla państwowej pomocy owym „obcym” jest humanizm europejski na miarę jego rozwoju w XXI wieku. Obecna postawa „Czwartej Rzeczypospolitej” wobec tych dzieci przejdzie do historii jako źródło naszego polskiego wstydu. A historia takie zdarzenia rejestruje już na zawsze. Na przykład w 52 r. p.n.e. wódz Galów Wercyngetoryks przygotowując się do obrony Alezji wygnał własne rodziny aby nie uszczuplały zapasów żywności. Nieszczęśnicy zmarli z głodu pomiędzy liniami Galów i Rzymian. Pamięć o tym wydarzeniu przetrwała dwa tysiące lat. Tymczasem na granicy z Białorusią nie ma takiego stanu krytycznego napięcia jak w czasach wojny Cezara, a mimo to rodziny z dziećmi tułają się między dwoma państwami.

 

Jeżeli władze białoruskie celowo sprowadzają migrantów aby wywołać kryzys, to czy państwo polskie nie okazuje właśnie całkowitej słabości nie potrafiąc doraźnie zaopiekować się rodzinami z dziećmi? W historii Polski niestety zdarzało się, że śmierć „własnych” dzieci była tragicznym wyborem naszych przodków. W 1109 roku Henryk V Salicki nakazał przywiązać dzieci obrońców Głogowa do maszyn oblężniczych. W roku 1944 m.in. dzieci były używane jako żywe tarcze w niemieckich atakach na powstańcze barykady walczącej Warszawy. Warto też pamiętać, że polskie sieroty, które wyszły z ZSRR z armią Andersa znalazły życzliwą pomoc w Iranie. Bez względu na odmienności narodowościowe, kulturowe, religijne, wreszcie bez względu na ich liczne choroby. Patrząc na problem dzieci na granicy z Białorusią z tej smutnej perspektywy historycznej Rzeczypospolita nie ma moralnego prawa prowadzenia gry politycznej kosztem „obcych” dzieci. Nie chce mi się wierzyć, że jedynym rozwiązaniem powstałego problemu jest makabryczna żonglerka ludźmi na granicy państwa. To droga donikąd. Czy Rzeczypospolita musi prowadzić spór tylko na cynicznych warunkach ustalonych przez Białoruś? Czy nie ma sposobów dyplomatycznych, nie ma forum ONZ, forum UE?

 

„Czwarta Rzeczpospolita” w ustach polityków została ufundowana na odwołaniu się do fundamentów kultury chrześcijańskiej. To niesłychanie odpowiedzialna deklaracja i szaleńczo wysoko umieszczana poprzeczka. Na czym dokładnie polega etyka chrześcijańska? Pytanie to jest zasadne jeśli przypomnieć sobie wystąpienie Stefana z Cloyes i tragicznie zakończone krucjaty dziecięce z 1212 roku. Etyki chrześcijańskiej nie można bowiem pojmować opacznie. W kontekście problemu „obcych” nic nie ujmuje tego lepiej niż nauka o Sądzie Ostatecznym. „Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: >Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?< A Król im odpowie: >Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili<" (Mt 25, 35-40, Biblia Tysiąclecia). Zatem według etyki chrześcijańskiej sam Chrystus właśnie koczuje przy granicy polsko – białoruskiej. Ponieważ w I wieku Palestyna była swoistym „multi-kulti” (żyli tam Żydzi, Grecy, Rzymianie, Nabatejczycy, Idumejczycy etc.) Ewangelia nie pozostawia najmniejszych wątpliwości kto jest bliźnim w przypowieści o Dobrym Samarytaninie. Bliźnim jest właśnie ów „obcy”, nieznany człowiek. Aspiracja do chrześcijańskich korzeni pozwala dotychczasowym działaniom „Czwartej Rzeczpospolitej” na wystawienie surowej recenzji. Jak na razie to ewangeliczny „grób pobielany”.

 

Rodziny z dziećmi nigdy nie powinny być zakładnikami gry politycznej. Krok władzy wstecz w imię poszanowania praw człowieka to nie powód do wstydu. Podręczniki historii uczyły nas, że Pierwsza Rzeczpospolita była „przedmurzem chrześcijaństwa” (co naukowo nie jest do końca precyzyjne). Jakim przedmurzem chrześcijaństwa dla rodzin z dziećmi będzie „Czwarta Rzeczpospolita”?

 

 

 

 

 

 

Blog

08 listopada 2021
Czy zagrożenie granicy państwa uzasadnia relatywizm moralny?