Errare humanum est – błądzić jest rzeczą ludzką. Owa przypadłość nie omija niestety sędziów piłkarskich. W meczach Ekstraklasy jest ich czterech (główny, dwaj asystenci oraz techniczny). Błędy w sędziowaniu zdarzają się dość często. Brać stadionowa raz słusznie raz mniej słusznie – za to najczęściej bez Wersalu – wytyka każdy błąd arbitra w czasie spotkania. Niemniej sędzia piłkarski nie jest od schlebiania gustom kibiców. Powinien być niezależny. Bez względu na presję i potencjalny hejt.
Omyłki sędziów nie raz miały bardzo poważne konsekwencje. Na przykład w 1966 r. w finale mistrzostw świata pomiędzy Anglią a RFN szwajcarski arbiter Gottfried Dienst uznał bramkę dla Anglii mimo, że jak dowiedziono wiele lat później piłka nie minęła całym obwodem linii bramkowej. Mniej szczęścia miała Anglia w 1986 r. gdy w ćwierćfinale mundialu tunezyjski sędzia Ali Bennaceur uznał z kolei gola Argentynie zdobytego ręką Diego Maradony. Bliżej nas 27 maja 2017 r. arbiter Tomasz Musiał uznał bramkę zdobytą ręką Rafała Siemaszko, co ustaliło wynik spotkania Arki Gdynia z Ruchem Chorzów na 1:1 i przypieczętowało spadek wielokrotnego Mistrza Polski z rozgrywek Ekstraklasy. W zawodowej piłce nożnej błędy sędziowskie przeliczają się na niemałe pieniądze.
Dlaczego zdarzają się błędy w sędziowaniu? Przyczyn jest wiele. Przede wszystkim niekiedy nie wiadomo czy błąd jest błędem. Piłka nożna to nie matematyka. Filozofia przepisów piłkarskich odnosi się do „ducha gry”. Zgodnie z wprowadzeniem do przepisów gry sformułowanych przez IFAB „piłka nożna musi posiadać przepisy, które wprowadzają zasadę >uczciwości< jako podstawę piękna w tej niezwykłej dyscyplinie – jest to podstawowa zasada, która składa się na >ducha gry<”. Sędzia ma zatem pewien margines dla autonomii w podejmowaniu decyzji. W przepisach gry nie jest możliwe uregulowanie rozstrzygnięcia wszystkich możliwych sytuacji boiskowych. Decyzję w danej sprawie podejmuje człowiek. Co więcej, musi to być decyzja błyskawiczna. Podjęta w piekącym słońcu albo w strugach deszczu. Pod wyczuwalną presją piłkarzy, trenerów, kibiców…
Sędzia może – z uwagi na swoje ustawienie – nie dostrzec kontrowersyjnego fragmentu gry. Jeżeli sędzia nie znajduje się w jednej linii z piłkarzami może ulec złudzeniu optycznemu z uwagi na niedoskonałość ludzkiego oka. Czas na przesłanie sygnału wzrokowego z oka do mózgu zajmuje co prawa ułamki sekund ale to dostatecznie dużo aby popełnić błąd. W szczególności dotyczy to odgwizdania bądź nie spalonego.
Panaceum na błędy sędziów miał być tzw. VAR (Video Assistant Referee). Asystenci VAR w czasie meczu znajdują się w pojeździe, w którym mają dostęp do transmisji spotkania i materiałów powtórkowych. Dzięki zdalnej łączności są oni konsultantami sędziego głównego. Sędzia główny może albo zawierzyć opinii asystentów VAR albo podjąć decyzję po samodzielnym obejrzeniu materiału filmowego. Wideoweryfikacja nie może odebrać spotkaniu piłkarskiemu dynamiki. Zatem analiza VAR dotyczy czterech sytuacji : uznania bądź nieuznania bramki, podyktowania lub nie rzutu karnego, ukarania czerwoną kartką, ukarania żółtą lub czerwoną kartką niewłaściwego piłkarza.
Czy VAR pozwoli na wyeliminowanie błędów? Niekoniecznie. Długo nie mogły umilknąć kontrowersje co do decyzji sędziego Daniela Stefańskiego w meczu Legii Warszawa z Lechią Gdańsk rozgrywanego 28 kwietnia 2019 r. Arbiter początkowo podyktował „wapno” po interwencji ręką w polu karnym stopera Legii Artura Jędrzejczyka, a po wideoweryfikacji odwołał swoją decyzję.
Czy przyszłością sędziowania w futbolu jest zatem sztuczna inteligencja? Arbiter odporny na jakąkolwiek presję, bez żadnych uczuć, sczytujący obraz z kilku kamer na raz, z zaimplementowaną w pamięci symulacją milionów możliwych sytuacji boiskowych? Zastąpienie na stanowisku sędziego człowieka z jego niedoskonałościami idealną maszyną z pewnością ograbiłoby piłkę nożną z części jej kolorytu.
Blog